tęsknię sobie, wiesz?
a nie ma Cię dopiero 34 dni.
dopiero?
już.
muszę zrobić chwilę na łezki. zawsze, gdy myślę, że dam radę padam przez nokaut w ostatniej chwili. moje serce jest bezradne. i niby czas leczy rany. chyba nie w tym przypadku.
miałaś tylko cztery długie łapy i ogon, którym strącałaś wszystko i nabijałaś mi siniaki na udach. do tego długie oklapnięte uszy, jedno nawet wyglądało jak przecięte. czarny, wiecznie mokry nos, którym dotykałaś mnie zawsze rano, bo chciałaś się przywitać i powiedzieć „stara, wstawaj, ile można?!”. jasnomiodowe oczy, którymi świdrowałaś wszystkich naokoło i zawsze oceniałaś trafnie. ostre i długie pazury. lubiłaś grzać się na słońcu i sępić smakołyki. na legowisku zwijałaś się w kłębek i ładowałaś mi się na kolana, bo myślałaś, że nadal jesteś malutka. często śniłaś mocno, aż popiskiwałaś. każdy pasek był dla Ciebie za krótki. lubiłaś wygodne miejsca. i bezpieczne. gdy szczekałaś brzmiałaś jak nadciągająca burza. i byłaś cała w ciapki. chociaż na klatce miałaś biały krawat. i najpiękniejszą szarą sierść świata, która w słońcu odbijała rudy. i miałaś w sobie więcej samozaparcia niż ja kiedykolwiek. nawet, gdy myślałam, że już przestajesz walczyć Ty zawsze pokazywałaś, że przekabaciłaś kogoś w psim niebie, żeby dał Ci kredyt na kolejny miesiąc. i chorowałaś dużo, a ja razem z Tobą, bo byłyśmy jak jeden organizm. i miałaś słabe serduszko, chociaż tak waleczne, że obdzieliłabyś nim pół świata. i nigdy nie dawałaś się oszukać na leki, zawsze wyczułaś. chociaż ja miałam u Ciebie duże fory.
nie wiem jak to robiłaś, że tyle razy nam się udało, ale dziękuję Ci za to.
a teraz łzy płoną mi w środku serca i czuję, że nas zawiodłam. że może jednak jeszcze była szansa.
ale pan M. powiedział, że to egoizm, że teraz robiłabym to już tylko dla siebie.
i z jednej strony chciałam. bo bałam się poczuć to, co czuję teraz. i zobaczyć to, co widziałam. czasem boję się zamknąć oczy, bo to wraca. a ja mam wrażenie, że nas zawiodłam.
nawet nie wiem czy wiedziałaś, że z Tobą jestem.
byłam przez cały czas.
tak jak Ty byłaś ze mną. za każdym razem, gdy serce sklejałam z kawałków rozbitego szkła.
i chociaż czasem denerwowałam się, gdy budziłaś mnie w nocy, żebym pomogła Ci wstać. gdy byłaś psem Pixar i rozbijałaś się kloszem po pokoju… gdy już nie miałam siły Cię podnosić, a Ty z kolei nie miałaś jej na tyle, żeby mi pomóc.
rekompensowałaś mi niewyspanie każdym poderwaniem się na łapy, żeby tylko wyjść ze mną na dwór. i tym, że byłaś ze mną - jak cień.
najczęściej jednak byłaś obok, na tyle blisko, żeby moja ręka, była na Twoim grzbiecie.
mam nadzieję, że już nie boli.
a teraz jesteś daleko hen i to nie jest sen. nie ma Cię, a ja tęsknię sobie, bo tylko to mogę zrobić.
ale zostań ze mną, proszę. i przyjdź czasem. i sprawdzaj, co u mnie. bądź. odbij się w cieniu obok mnie. walnij łapą jak spotkam idiotę.
i jak Ty zatęsknisz to ja też będę. tak jak byłam zawsze.
bo jesteś moim cudem, częścią mnie. najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło. byłaś najbardziej niezdarnym szczeniakiem, jakiego poznałam i miałam szczęście mieć.
byłaś moim jedynym przyjacielem i wiedziałaś o mnie wszystko. i rozumiałaś, chociaż nie odpowiadałaś.
kocham Cię Dunulku, mój szaraku, smrodku, maluszku.
i tęsknię, bo nie umiem inaczej.
zawsze.