Lumbago

15086447_10154113289278295_873915285_nGwoździ już nie kopcę parę miesięcy, ale zostało mnie wychodzenie przed pracę i opierando o witrynę lub czasami o taki kaseton, co się w środku zdjęcia rolują. Stałem tam i dziś. Uwagę moje przykuła babeczka na pasach oczekująca możliwości przejścia bez łamania reguł oraz przepisu o bezpieczeństwie. Patrzę na nią i sobie myślę – no to żeś niezłe skoki przyturlała na wtorek, Elżuniu. Zamszyk. Kolor popielaty oraz drewniany sztyblet w podobie jak kijek na wampira. Kapotkę miała taką niby na jesień, ale krótszą odrobinę. W sposób ażeby póki co, to jeszcze kawałek Czytaj dalej „Lumbago”

Święty

Tylko dla dorosłych, chociaż jak dziecko przeczyta, to też mu nic się nie wydarzy. Najwyżej trochę mu się wiara zachwieje, niczym pokojowy malarz na kulawej drabinie. Z okazji takiej, że ostatnimi czasy sprzątam trochę w swoim życiu to i za te sprawę się wziąłem. Na myśli mam wierzenie w świętych. O Mikołaja się rozchodzi w szczególe. Wyznając różne prawdy życiowe, na ten przykład: nie przekręcisz przekręta – sprawa zamknięta albo jak zobaczę to uwierzę; w plecak zabrałem ciepłe skarpetki, co dostałem po upojnej nocy od jednej facetki i kurkę napakowaną pierzem jak kaczy kuper Czytaj dalej „Święty”

PARASOL

papa

Z parasolką wygląda się raczej bardzo w porządku. Zwłaszcza, kiedy pada deszcz. Bo jak nie – to nie. Ludzie z parasolami w czasie deszczu trzymają się razem. Znaczy nie, że w grupach. Tylko tworzą taką wspólnotę anonimowych parasolkarzy.

Stajesz przykładowo na pasach w oczekiwaniu na zielonego ludzika. Po lewej facet bez. Po prawej facetka z parasolką. No i kto porozumiewawczo,
Czytaj dalej „PARASOL”

WIELKA WARSZAWSKA

14585666_10153983006238295_308208285_oZ każdem festynem jest tak, żeby się on wziął i udał, musi być coś do jedzenia. Jeżeli się rozchodzi o picie, to jest to taka sama sytuacja, jak z moim poprzednim związkiem.
Nawet nie wspominam, bo nie ma o czym rozmawiać. Przecież wiadomo, że każdy zapytać musi od razu, jak tylko się człowiek pochwali . Byłem na festynie – co jadłeś ? To jest taka trochę para. Duet, bliźniaki albo patrol Służby Ochrony Kolei. Że zawsze we dwójkę to idzie. Na Wielkiej Warszawskiej Gonitwie można jeść do woli.

Czytaj dalej „WIELKA WARSZAWSKA”

TRAFIONY

14518352_10153974510863295_853118364_nRaz jako młody chłopak trafiłem bez problemu na izbę wytrzeźwień. Później szło dużo gorzej. Trudno było mi trafić gdziekolwiek. Do pracy. Do szkoły. Nawet na Kobielską. Problemy z trafianiem miałem także na strzelnicy, boisku, w łóżku oraz na fantowej z okazji dnia klienta w domu handlowym Marcel w Skarżysku. Znaczy na przedmieściach Skarżyska. Wzrok mam, a oczy niebieskie. Niby widzę wszystko albo czasami więcej. Ale trafić? W życiu Warszawy. Jak słyszę – zapraszamy na grilla, łatwo trafisz – to ja w ogóle z domu nie wychodzę. Ostatnio co prawda prawie trafiłem nieprzypadkowo w rondel pewnego obszczykioska z przyczyny kiwania mnie przy oddaniu reszty oraz regularnego wyzywania, któremu towarzyszyły alkoholowe omamy. Czytaj dalej „TRAFIONY”

PODRÓŻ

Jeden facet był, co płakał. Na okrągło. Nie wiem, gdzie on mieszkał, bo usłyszałem tą opowieść w pociągu w zasadzie. Dla określenia bardziej geograficznie, to mogę napisać tylko skąd jechał pociąg dokąd. Tylko pewny nie jestem, że ten, co płakał mieszkał w którymś z tych miast.
pociag2Ogólnie nie należę do fanklubu Krakowa. Poznania jeszcze częściej nie odwiedzam regularnie, ale wtedy z Krakowa jechałem do domu akurat. No więc jadę. Pośpiechem. Obok mnie jedzie kobita. Babeczka. Oczywiście ładna jak awizo. Nigdy mnie się nie zdarzyło, żebym podróżował ramię w ramię z kimś wizualnie estetycznym ponad średnią. Raz. Ale mówić o tym nie chcę, bo mnie zrobiła na koszty. Walkman mi świsła, jak zasnąłem. Więc albo ktoś usiądzie koło mnie, co je albo co śpi. Ja to przed podróżowaniem nie jem. Albo bilet, albo jedzenie. Więc siedzi obok i je. Nie pogada wcześniej tylko później. Jak się naje. Spożywa te frykasy Czytaj dalej „PODRÓŻ”

ODESSA

Jakie mądrości są zawarte w książkach, to wiedzą tylko ci, którzy je czytają. Albo jak ktoś spostrzegawczy jest. I usłyszy bokiem. W tramwaju. 14394008_10153940567748295_664349322_oA jak jeszcze ma dobrą pamięć – nie tylko do tego, co mu kto winien albo jak mu sąsiad po imieninach nieelegancko powiedział – to można tytuł przytoczyć. Zabłysnąć potem i na uczonego wyjść nawet bez straty czasu wolnego na czytanie. No bo w pracy się nie liczy. W pracy każdy czyta, bo mu się nudzi. Pali się też dużo. Im więcej do roboty, tym się więcej kopci. Czasami to od razu widać, że się czegoś nie zdąży zrobić. Z góry. Na ten przykład, że z góry to ja mam sąsiada. Simpatyczny. Nie czyta, bo właśnie nie jest pamiętliwy. I jak czyta, to nie pamięta o czym. Ja lubiłem książkę „Lato zielonej gwiazdy”. Lubiłem też moje dzieciństwo. Lubiłem lata osiemdziesiąte. Często sobie przypominam, ale nie nachalnie. Nie wszystko razem. Przypominam sobie jakieś zdarzenie i wtedy robi mi się ciepło. Powoli. Nie wolno sobie przypominać wszystkiego od razu, bo wspomnienia się dewaluują jak stara złotówka. Albo szkolna miłość. Takie wspomnienie ma kolor. Zapach. Trzeba je dawkować. Trzymać głęboko w kieszeni albo skrytce za blokiem. Kto z bandy zdradzi miejsce skrytki, czeka go śmierć albo wysmarowanie japy startymi łupinami włoskich orzechów. Tak, żeby kapusia było widać z daleka parę dni. Wspomnienia są podróżowaniem w czasie. Na luzak. Bez kosztów. Właśnie tak pojechałem do Odessy. Czytaj dalej „ODESSA”

CYPR

cyprAżeby najpiękniejszą facetkę na własne oczy poobejrzeć, musiałem trafić bilet samolotem przez morze z wyspy Cypr aż w kierunku Greckiej stolicy. Wiadomo już, że podejmuje zatrudnienie w charakterze stewardessy. Niby takie elegancje posiada się w pakiecie angażu, jednak ta babka miała jej za dwie. Żeby nie oderwać oczu od niej, nie przeszkadzał mnie nawet rondel przyczepiony do fryzury. Taki letko na bok. Włosy starannie przyklepane niczym umowa słowna wśród przyjaciół traktująca o pożyczeniu gotówki w kwocie trzysta złoty. Kombinezon posiadała w kolorze, który mnie przypomniał ocean. Ocean wspomnień jak miałem śliwkę pod okiem w szkole początkowej. Tak na granicy lila i granatu, z przewagą fioletu. Perfumy, którymi obdarowała ramiona, nadgarstki oraz kawałek skóry za uchem w kierunku szyi,

Czytaj dalej „CYPR”

ŚNIADANIE

brkf1Jak może być czynne skoro jest napisane, że od ósmej, a jest dopiero dziesięć po? Jak ?

-Proszę niech Pan usiądzie.

Dla mnie to możesz nawet po turecku, pod rotundą z kartką na kolanach – zbieram na biwak i gitarę.

– Można przy oknie proszę Pana. Lepiej nawet.

Weźże se obejrz, jak się ludzie w mieście ubierają. Skopiuj chociaż do pasa zanim następnym razem wsiądziesz do Eskaemki.

– Śniadania na ten przykład widnieją po lewej ręce, wyszczególnione za pomocą mazaka na lustrze. Czytaj dalej „ŚNIADANIE”

AUTOMAT z piekła rodem

14303687_10153935446843295_374018731_oŻadna mnie nowość w zasadzie te metro. Niby. Tylko często nie używam, więc jak już, no to egzotyka jest jak przygody pani Dzikowskiej na czarnym lądzie. Daleko nie mam bo idę, idę i w bok. Bilet kupić w automacie też nie problem, jak już się kogoś raz podejrzało… A ludzie lubią podglądać. Nie pytać, tylko patrzeć jak drugi kombinuje. Ale nie tak oficjalnie. Pół.  Trochę czytam ulotkę ze szkoły językowej. Nawet odwrotnie. Trochę ziewam. O, telefon sprawdzę, czy ktoś mnie dzwonił. A drugim okiem kukuła. Spryt wrodzony. Polski. Ale tu. W Polsce. Za granicą o matko! Godzinę z lotniska Luton nie wyjdzie, bo nie umi. Ale nie zapyta. Coś ty. Zgłodnieje. Łzy do oczu napłyną. Czytaj dalej „AUTOMAT z piekła rodem”